poniedziałek, 18 lutego 2019

Recenzja Trylogia "Pięćdziesiąt Odcieni" E.L James



Wszystko zaczyna się od niewinnej znajomości. Jeden wywiad, jeden mężczyzna, namiętna miłość i umowa, dzięki której nie możesz zerwać..


Trylogię Pięćdziesięciu Odcieni głośno było na początku mojej trzeciej technikum, gdy ja oczywiście chodziłam do szkoły. W tym okresie widać było jak to każda dziewczyna siedząca na przerwie miała obsesję na punkcie "Szarego". Ciekawiło Mnie dlaczego wszystkie nastoletnie nastolatki się ślinią na Jego punkcie i kim jest owy Christian Grey. Przysłuchiwałam się mim koleżanek jak to po nocach spać nie mogą z kuli tej książki mnie osobiście jakoś zbytnio do to tej trylogii kompletnie nie ciągnęło. Swojego czasu miałam fobie na inną literaturę niż jakiś ociekającym seksem biznesmen z pod ciemnej gwiazdy, który na dodatek był brutalny wobec głównej bohaterki, a zarazem śmiertelnie przystojny. Owszem jestem typem dziewczyny, która wszystko dostrzega i zachęca się po "wielkiej fali". Tak było i w tym przypadku, dałam szansę tej trylogiii dzięki filmie na który poszłą i miałam okazje obejrzeć w walentynki z moim narzeczonym. po obejrzeniu filmu. Recenzja filmu już na moim blogu link zamieszczę pod poste. I od tamtego czasu zaczęła się moja przygoda z erotykami..